Płacę swoim smartfonem – co muszę wiedzieć?
#1
We wczorajszym wydaniu dziennika Gazeta Prawna znalazłem ciekawe informacje na temat aktualnego stanu rozwoju technologii płatności zbliżeniowych przy wykorzystaniu telefonu komórkowego. Polecam przeczytać przynajmniej dwa pierwsze artykuły. Jednak najciekawsza dla mnie była lektura ostatniego artykułu – debaty ekspertów. Warto uważnie przeczytać wypowiedzi Adama Tochmańskiego, dyrektora departamentu systemu płatniczego w NBP, które prezentują oficjalne stanowisko naszego banku centralnego. Jest trochę bezradny wobec rozwoju. None2

1. Bezpieczeństwo

Cytat: Trzymanie się kilku prostych zasad zwiększa pewność, że korzystanie z płatności mobilnych, niezależnie od tego, z jakiego technologicznego rozwiązania korzystamy, nie skończy się kłopotami.

Bezpieczeństwo jest niezwykle ważnym aspektem funkcjonalności każdego instrumentu płatniczego. W przypadku gotówki dba o nie cały aparat państwowy, od banku centralnego, który zajmuje się projektowaniem zabezpieczeń i produkcją banknotów, po policję, której zadaniem jest zapobieganie fałszowaniu banknotów. W przypadku mobilnych rozwiązań płatniczych odpowiedzialność za bezpieczeństwo transakcji przy ich wykorzystaniu spoczywa na dostawcy rozwiązania oraz użytkowniku, który w zależności od własnych zachowań może wystawiać swoje pieniądze na większe lub mniejsze ryzyko utraty.

Najwięcej obaw, jeśli chodzi o bezpieczeństwo systemowe, budzą zagrożenia wynikające ze stosowania technologii zbliżeniowej. W tym kontekście mówi się o ryzyku przechwycenia danych karty na odległość, np. poprzez zbliżenie odpowiedniego czytnika do portfela ofiary w miejscu publicznym, np. w zatłoczonym pojeździe komunikacji miejskiej. Specjaliści dowodzą, że ryzyko utraty danych w ten sposób jest realne tylko w warunkach laboratoryjnych. Natomiast w życiu codziennym kradzież jest mało prawdopodobna. Ponadto uzyskane w ten sposób przez przestępców informacje nie mogą przydać się do wyczyszczenia konta.

Specjaliści podkreślają, że w przypadku kart zbliżeniowych zintegrowanych z kartą SIM telefonu komórkowego (NFC) wymienione wyżej ryzyko jest jeszcze mniejsze, gdyż funkcję zbliżeniową aparatu można aktywować i dezaktywować w każdym momencie i dowolnie wiele razy. Użytkownik może więc po dokonanych zakupach i zapłaceniu za produkty wyłączyć komunikację zbliżeniową swojego telefonu. Natomiast w przypadku aplikacyjnych rozwiązań płatniczych, takich jak IKO czy PeoPay, ryzyko zeskanowania danych na odległość nie istnieje w ogóle.

Jak mówią bankowcy, do każdego systemu płatności mobilnych można wprowadzić takie zabezpieczenia, które praktycznie uniemożliwią defraudację pieniędzy. Niestety wówczas użyteczność takiego rozwiązania będzie niewielka. Zobrazować można to przykładem autoryzacji kodem PIN. W przypadku płatności NFC jest ona wymagana przy każdej transakcji, która opiewa na kwotę większą niż 50 zł. W przypadku aplikacji płatniczej takiej jak IKO czy PeoPay może to być kwota mniejsza, np. 20 zł – właściciel sam określa limit. Dzięki temu za mniejsze zakupy można płacić wygodnie i szybko bez wstukiwania czterocyfrowego kodu. Jednak istnieje ryzyko utraty niewielkiej sumy w przypadku kradzieży urządzenia. Można oczywiście zaprogramować obowiązek potwierdzania PIN-em każdej transakcji ale wówczas rozwiązanie takie traci na użyteczności. Stąd wniosek, że poziom ryzyka utraty pieniędzy przy korzystaniu z mobilnych rozwiązań płatniczych jest adekwatny do równowagi między wprowadzonymi zabezpieczeniami a funkcjonalnością.

Warto jednak nauczyć się zachowań, dzięki którym ryzyko utraty pieniędzy zostanie zminimalizowane niezależnie od tego, z jakiego mobilnego rozwiązania płatniczego się korzysta.

Pierwszą zasadą, której trzymać się powinien każdy klient, jest ustanowienie limitów płatności. I to zarówno tych jednostkowych, czyli ustalonych dla pojedynczej transakcji, jak i sumarycznych, możliwych do wykonania w ciągu jednego dnia. Zapobiega to dużym stratom pieniędzy w sytuacji utraty telefonu.

Kolejnym pożądanym nawykiem jest ochrona urządzenia mobilnego wykorzystywanego do płatności (np. smartfonu) blokadą. To oczywiście utrudnia życie, bo za każdym razem gdy zechcemy skorzystać z aparatu będziemy musieli wpisać cyfrowy kod lub odblokować go znakiem graficznym. Stanowi jednak kolejną barierę dla potencjalnego złodzieja. Podobnie jak hasło, które należy wprowadzić przed uruchomieniem już samej aplikacji płatniczej. Specjaliści radzą również uruchamiać aplikację tuż przed chęcią dokonania zapłaty i wyłączać ją po zakończeniu transakcji. To uniemożliwi skorzystanie z niej osobie trzeciej, gdy przypadkowo wejdzie ona w posiadanie naszego telefonu.

Podobnie jak komputer osobisty, również i urządzenia mobilne coraz częściej padają ofiarą ataków hakerów, którzy potrafią zainstalować na nich złośliwe oprogramowanie. By temu zapobiec specjaliści radzą używać programu antywirusowego i na bieżąco aktualizować oprogramowanie. Sugerują też by w miarę możliwości nie korzystać z otwartych sieci internetowych, np. w restauracji, w hotelu czy hipermarkecie, które są wylęgarnią niebezpiecznych wirusów. Ważnym elementem zapewnienia bezpieczeństwa jest też zakup odpowiedniego ubezpieczenia, które umożliwi zmniejszenie finansowych skutków utraty urządzenia, które mogą powstać przed momentem zastrzeżenia instrumentu płatniczego znajdującego się na telefonie.


2. Jak to działa?

Cytat: Telefonem można płacić w technologii NFC dzięki zintegrowaniu karty płatniczej z kartą SIM telefonu komórkowego, wyposażonego w antenę radiową. Dzięki temu takim aparatem można płacić zbliżeniowo niemal na takich samych zasadach, jak płaci się kartą bezstykową. Z punktu widzenia właściciela sklepu przyjmującego płatność nie ma różnicy między płatnością telefonem NFC a płatnością kartą zbliżeniową. Natomiast użytkownik ma dostęp do swoich pieniędzy, nawet jeżeli zapomni portfela. Wystarczy, że uruchomi aplikację na telefonie, zbliży do czytnika i może płacić we wszystkich punktach, które przyjmują płatności zbliżeniowe. W najbliższej przyszłości będzie też mógł wypłacać pieniądze z bankomatów. Pierwszych kilkanaście takich urządzeń wyposażonych w moduły zbliżeniowe zainstalował już ING Bank Śląski.

Krytycy zarzucają jednak takiemu pomysłowi na płatności mobilne, że system jest skomplikowany i będzie drogi. Wszystko dlatego, że do i tak długiego już łańcuszka podmiotów, biorących udział w transakcji (organizacja płatnicza, bank, agent rozliczeniowy, akceptant, użytkownik karty), dołączyć musi kolejny, czyli operator telekomunikacyjny. Konsekwencją jest konieczność podpisania dwustronnych umów między każdym bankiem a każdym telekomem. Tylko gdy wszyscy uczestnicy rynku zawrą ze sobą kontrakty, dostęp do płatności NFC będą mieć wszyscy użytkownicy komórek i posiadacze kart. Na razie karty SIM NFC wydają Orange i T-Mobile. Oferta dostępna jest dla klientów czterech instytucji finansowych: mBanku, Raiffeisen Polbanku, Getinu i od niedawna Euro Banku.

Konkurencję dla płatności zbliżeniowych telefonem NFC w marcu tego roku uruchomił PKO BP. Jego system płatniczy IKO opiera się na aplikacji, instalowanej na telefonie komórkowym. IKO dostępne jest zarówno dla klientów PKO BP posiadających konto w tym banku, jak i dla wszystkich chętnych, którzy mogą skorzystać z rozwiązania opartego na wirtualnej portmonetce. Aplikacją można płacić w większości z ok. 80 tys. terminali należących do firmy eService. Dzięki IKO można także wypłacać pieniądze z bankomatów należących do PKO BP. Wkrótce użytkownicy aplikacji mają dostać dostęp do urządzeń Euronetu.

Niewątpliwą zaletą IKO jest niski koszt dla akceptanta. Obecnie prowizja pobierana od właściciela sklepu z tytułu rozliczonej płatności aplikacją wynosi ok. 0,6 proc. W przypadku płatności telefonem z NFC jest to ponad 1 proc. Zaletą jest także fakt, że oprogramowanie zainstalować można na starszych modelach telefonów. Za wadę należy uznać jednak sposób przeprowadzania transakcji, polegający na konieczności wprowadzania do terminalu sześciocyfrowego kodu. Płatność nie jest więc tak szybka i łatwa jak w przypadku transakcji zbliżeniowej.

Bezpośrednim rywalem IKO jest aplikacja stworzona przez Bank Pekao – PeoPay. Podobnie jak w rozwiązania PKO BP, transakcja również jest inicjowana poprzez wprowadzenie do terminala lub systemu kasowego numeru, generowanego przez aplikację, albo poprzez zeskanowanie telefonem kodu QR. Sieć akceptacji PeoPay ograniczona jest na razie do części sklepów, w których działają terminale płatnicze Pekao. Ostatnio akceptację płatności PeoPay rozpoczęły dyskonty Biedronki. Łącznie można nią płacić w ok. 8 tys. miejsc. To sporo mniej niż w przypadku IKO. Ponadto do niedawna aplikacja Pekao działała tylko na podstawie mało wygodnej wirtualnej portmonetki. Dopiero kilka dni temu bank umożliwił zintegrowanie aplikacji płatniczej z aplikacją mobilną i rachunkiem osobistym prowadzonym przez Pekao.

O pozycję na rynku walczy jeszcze jedna aplikacja płatnicza, która zadebiutowała wiosną tego roku – Codipay. W przeciwieństwie do IKO i PeoPay, została stworzona przez firmę spoza sektora finansowego. W celu aktywacji usługi należy się zarejestrować w systemie internetowym, a następnie podpiąć kartę płatniczą, która jest tzw. źródłem pieniądza dla aplikacji Codipay. I tu przedstawiciele tej firmy widzą przewagę swojego systemu nad konkurencją, bo uważają, że ich rozwiązanie jest otwarte dla wszystkich i nie wymaga zakładania konta czy portmonetki w tym czy innym banku. Niestety firma zarządzająca systemem Codipay wciąż dopiero prowadzi rozmowy ze sklepami zainteresowanymi rozpoczęciem akceptacji płatności wykonywanych przy pomocy jej aplikacji.

Oprócz tego na rynku funkcjonują jeszcze co najmniej trzy inne systemy służące do płatności mobilnych, z tym że nie koncentrują się na płatnościach w sklepach stacjonarnych. Umożliwiają natomiast zdalny zakup np. biletów komunikacji miejskiej czy parkingowych. Wśród nich na pierwszym miejscu wymienić należy SkyCash. System działa od kilku lat, w kilkudziesięciu miastach na terenie całego kraju. Pozwala także na rezerwację biletów w kinach, przekazywanie pieniędzy między kontami użytkowników oraz wypłaty gotówki z bankomatów Euronetu. SkyCash działa na zasadzie wirtualnej portmonetki, czyli aby móc nim płacić, najpierw trzeba specjalne konto zasilić przelewem. Od niedawna możliwe są też transakcje w ciężar karty, w sposób podobny jak proponowany przez Codipay.

Bilety komunikacji miejskiej oraz opłatę za zostawienie samochodu w strefach płatnego parkowania umożliwia również system mPay. Działa jednak na wiele mniejszą skalę niż konkurencyjny Sky Cash. Inną różnicą jest sposób inicjowania transakcji. Tu odbywa się to poprzez wykonanie połączenia z podanym numerem telefonu. W podobny sposób transakcje mają być przeprowadzane w przypadku systemu firmy Masspay. Ta chce umożliwić użytkownikom płacenie np. w automatach z napojami czy słodyczami. Ale na razie system nie został jeszcze komercyjnie wdrożony.


3. Polska liderem

Cytat: Gdyby nie karty bezstykowe, popularyzacja transakcji płatniczych telefonami komórkowymi byłaby o wiele trudniejsza.

Płatności mobilne to gorący temat wśród ekspertów, ale zainteresowanie nimi rośnie także u klientów banków. Świadczyć o tym może rosnąca liczba użytkowników aplikacji płatniczej IKO, oferowanej przez PKO BP, oraz płatności zbliżeniowych NFC komórkami, oferowanych przez mBank, Raiffeisen Polbank, Getin a ostatnio także Euro Bank. Największy detalista na naszym rynku podał ostatnio, że z jego rozwiązania płatniczego IKO korzysta już ponad 60 tys. osób. Z kolei liczbę użytkowników płatności NFC szacuje się na ponad 100 tys. To wciąż bardzo mało w stosunku do kart płatniczych, których mamy w swoich portfelach ponad 34 mln. Cieszy jednak rosnący krąg osób korzystających z tych nowoczesnych rozwiązań, które na rynku funkcjonują dopiero od kilku miesięcy.

Jednak zdaniem specjalistów zainteresowanie płatnościami mobilnymi byłoby o wiele mniejsze, a nasz kraj nie byłby tak innowacyjny na tym polu, gdyby nie upowszechnienie się kart i transakcji zbliżeniowych. Ciężko byłoby przekonać klienta niezaznajomionego z technologią zbliżeniową, że płatność komórką może być szybka, prosta i bezpieczna. Potrzebny był etap przejściowy między plastikową kartą wkładaną do terminalu a płatnością mobilną, wykonywaną za pomocą telefonu. Karty bezstykowe doskonale do tego się nadają: łączą w sobie tradycyjną postać karty w formie kawałka plastiku, więc klienci nie boją się ich używać. Jednocześnie zbliżeniówki mają wbudowaną antenę radiową, dzięki czemu można nimi wykonywać transakcje bez wkładania do terminala. To pomaga przyzwyczaić się do transakcji zbliżeniowych, choć jeszcze z użyciem tradycyjnej karty.

W celu przyspieszenia transakcji kartami bezstykowymi organizacje płatnicze umożliwiły dokonywanie płatności na niewielkie kwoty, do 50 zł, bez konieczności zatwierdzania ich osobistym kodem PIN. Ponadto wprowadzono możliwość przeprowadzania niektórych płatności w trybie offline, czyli bez konieczności łączenia się przez terminal w sklepie z bankiem w celu sprawdzenia salda na rachunku karty. To jeszcze bardziej skróciło czas potrzebny na przeprowadzenie transakcji, choć wzbudziło pewne kontrowersje. Pozwala bowiem na wykonanie wielu drobnych płatności, które rachunek karty obciążają dopiero po pewnym czasie. W konsekwencji użytkownik karty może wydać więcej pieniędzy, niż faktycznie ma do dyspozycji na koncie.

Karty zbliżeniowe pojawiły się w Polsce w 2008 r. Początkowo korzystało z nich niewiele osób, dość powiedzieć, że w ciągu 2009 r. wydano ich niewiele ponad 300 tys. Na popularyzację nowego instrumentu niebagatelny wpływ miała jednak decyzja największego banku detalicznego na rynku, który rok później zdecydował, że będzie wydawał wyłącznie karty wyposażone w technologię zbliżeniową. Zmotywowało to konkurencję do podjęcia podobnej decyzji. Obecnie niemal wszystkie banki wydają już karty bezstykowe a udział plastików niewyposażonych w anteny radiowe systematycznie spada. Według szacunków Narodowego Banku Polskiego na koniec II kw. 2013 r. mieliśmy 17,8 mln kart zbliżeniowych. Teraz jest ich już więcej niż kart starego typu.

Niewątpliwie na sukces kart zbliżeniowych w Polsce wpływ ma duża liczba miejsc, w których można płacić zbliżeniowo. Obecnie sieć akceptacji kart bezstykowych liczy ok. 150 tys. terminali. Oznacza to, że już prawie co drugie takie urządzenie funkcjonujące w Polsce jest przystosowane do obsługi płatności bezstykowych. Z danych organizacji płatniczych wynika, że jest to najlepszy wynik w Europie.

Niewątpliwie na taki rezultat wpływ miała decyzja banków, które kilka lat temu, pod auspicjami Visy, zdecydowały się dotować instalację terminali. Od początku zdecydowana większość urządzeń funkcjonujących w ramach programu posiadała możliwość przyjmowania płatności zbliżeniowych. W najbliższym czasie sytuacja jeszcze się poprawi dzięki decyzji MasterCarda, który od przyszłego roku zobowiązał agentów rozliczeniowych, czyli firmy obsługujące terminale płatnicze, do instalacji wyłącznie nowoczesnych urządzeń, akceptujących karty zbliżeniowe. Natomiast wymiana starych maszyn na nowe ma się zakończyć przed styczniem 2017 r. Wówczas cała sieć akceptacji będzie otwarta na karty bezstykowe.

Już teraz płatności zbliżeniowe są w Polsce powszechne. Tylko w terminalach należących do firmy First Data, największego operatora tych urządzeń w naszym kraju, dokonuje się kilka milionów transakcji zbliżeniowych miesięcznie. Wzrosty w porównaniu z ubiegłym rokiem wynoszą po kilkaset procent. Podobne są jeżeli chodzi o wartość płatności bezstykowych. Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że tempo wzrostu liczby i wartości transakcji zbliżeniowych jest wyższe od tradycyjnych transakcji dokonywanych kartami. Wpływa to na średnią wartość transakcji kartą, która konsekwentnie spada od kilku lat. Na koniec II kw. tego roku wynosiła 92 zł. Przed rokiem było to 98 zł.

Na koniec II kw. 2013 r. mieliśmy w portfelach 17,8 mln kart zbliżeniowych. Teraz jest ich już więcej niż kart starego typu.

4. Debata ekspertów

Cytat: Od płatności mobilnych nie ma odwrotu. To naturalny etap rozwoju.

Zdaniem specjalistów biorących udział w debacie Dziennika Gazety Prawnej panuje przekonanie, że rynek będzie musiał pójść w tym kierunku. Wciąż nie wiadomo jednak, jaki system stanie się standardem

Podczas jednego z ostatnich posiedzeń senackiej komisji budżetu i finansów reprezentanci MasterCarda oraz Związku Banków Polskich przedstawili swoją interpretację przepisów nowelizacji ustawy o usługach płatniczych, która może mieć wpływ na rozwój płatności mobilnych w naszym kraju. O co chodzi?

Aleksander Naganowski, odpowiedzialny za rozwój płatności mobilnych w MasterCard: Ustawa nie precyzuje jasno kwestii płatności telefonem z modułem NFC. Uważamy jednak, że płatności zbliżeniowe telefonem nie powinny być traktowane odmiennie od innych płatności mobilnych. Dlatego naszym zdaniem, stosując się do przepisów ustawy, transakcje mobilne z wykorzystaniem kart bankowych nie powinny być objęte limitem prowizji od transakcji, czyli interchange.

Ale nie wszyscy podzielają to zdanie.

Robert Łaniewski, prezes Fundacji Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego: Analiza prawna, przygotowana na nasze zlecenie, uwzględnia przede wszystkim intencje ustawodawcy oraz autorów projektu nowelizacji. Bardzo szczegółowo zbadano również samą treść przepisów. W naszej ocenie wszystkie transakcje, przy których występuje prowizja interchange lub zdematerializowana forma karty płatniczej czterostronnego systemu, podlegają regulacji w postaci maksymalnego limitu na tę opłatę w wysokości 0,5 proc.

Dariusz Mazurkiewicz, dyrektor zarządzający SkyCash: Płatności mobilne to bardzo duży worek. Mówiąc o nich, myślimy o operacjach wykonanych za pomocą telefonu komórkowego. Ale trzeba głębiej zajrzeć do tego worka, bo są różnego typu płatności, np. te, które my oferujemy i mamy zwyczaj nazywać je zdalnymi, oraz takie, które za pomocą telefonu komórkowego umożliwiają dokonanie płatności w sklepie stacjonarnym. W przypadku naszego systemu oraz rozwiązań podobnych karta płatnicza pozostaje fundamentalnym i kierunkowym źródłem pieniądza. Niebezpieczeństwo nowej interpretacji przepisów zaprezentowane przez MasterCard polega na tym, że tak naprawdę dyskutujemy o tym, czy innowacyjne biznesy, takie jak nasz, powinny ponosić wysoki koszt interchange, czy też, tak jak cały rynek, powinny skorzystać z tego dobra, jakim jest obniżka kosztów. Mam nadzieję, że w połowie przyszłego roku nie obudzimy się realiach, w których będziemy musieli płacić wyższą prowizję interchange niż reszta rynku, gdzie ograniczenie ustawowe zadziała.

Jakub Kiwior, dyrektor Visa Europe w Polsce: Uważamy, że potrzebna jest jasna interpretacja ze strony ustawodawcy, choć wstępnie podzielamy pogląd, że tam, gdzie interchange występuje w jakiejkolwiek formie, transakcja podlega regulacji ustawowej. Spójrzmy na transakcje zbliżeniowe dokonywane telefonem NFC z punktu widzenia właścicieli sklepów. Płatność dokonana komórką nie różni się dla nich od tej dokonanej kartą zbliżeniową. Oczywiście można założyć, że wyższy interchange dla płatności mobilnych pozwoliłby bankom finansować inwestycje w nowe technologie, ale pojawia się pytanie, czy punkty handlowe zechcą akceptować płatności obarczone wyższym kosztem. Jeżeli banki chciałyby finansować rozwój płatności mobilnych jedynie z generowanych przy ich pomocy dochodów, to byłoby to raczej niemożliwe. Szczególnie, jeżeli takie podejście spotka się z niechęcią detalistów.

Gdyby przyjąć za prawdziwą interpretację przedstawioną przez MasterCard, miałoby to wpływ na rozwój systemu IKO?

Wojciech Bolanowski, dyrektor departamentu bankowości elektronicznej w PKO BP: Jako największy bank uniwersalny w Polsce podchodzimy konserwatywnie do regulacji prawnych. Przed wykorzystaniem takich ekscentrycznych interpretacji czekamy na konsensus rynkowy, wytyczony np. przez stanowisko regulatora. Dlatego daleko nam do tego, żeby wiązać strategię płatności mobilnych z tego typu interpretacjami planowanej regulacji. Gdyby jednak okazało się, że interchange na płatnościach mobilnych z wykorzystaniem zdematerializowanej karty rzeczywiście różniła się w stosunku do prowizji od transakcji kartą plastikową, to mielibyśmy do czynienia z przeciwstawnymi mechanizmami. Z jednej strony beneficjentom interchange, czyli bankom, mogłoby się opłacać inwestowanie w nowe rozwiązania w tym zakresie. Ale z drugiej strony akceptanci, czyli sklepy, nie byliby zainteresowani przyjmowaniem takich płatności. Nie jest jeszcze tak, że narzędzie do płatności mobilnych mają w rękach miliony klientów. Na razie jest ich za mało, aby wymusić na sklepach przyjmowanie płatności w ten sposób. Wbrew pozorom wyższy interchange na płatności mobilne NFC mógłby wręcz zaszkodzić temu rozwiązaniu.

Jakie stanowisko w tej sprawie ma Narodowy Bank Polski?

Adam Tochmański, dyrektor departamentu systemu płatniczego w NBP: W 2011 roku podjęliśmy inicjatywę doprowadzenia do nieregulacyjnej obniżki prowizji interchange. Przeanalizowaliśmy dogłębnie temat i powołaliśmy zespół, który miał wypracować stosowny kompromis. Wtedy zajmowaliśmy się wyłącznie kartami płatniczymi. Rozwiązanie przyjęte przez wspomniany zespół, a następnie zaakceptowane przez Radę ds. Systemu Płatniczego, jako propozycja samoregulacji rynku, dotyczyło zatem wyłącznie kart płatniczych. Temat innych instrumentów pojawił się dopiero wówczas, gdy idea samoregulacji się nie powiodła, a sprawą zajęli się parlamentarzyści. Tak naprawdę więc regulator, czyli parlament, ewentualnie Ministerstwo Finansów jako czynnik rządowy zaangażowany w prace nad regulacją, powinien podjąć się interpretacji nowych przepisów. Podczas jednego z posiedzeń Senatu przedstawiciel resortu finansów powiedział, że nowa ustawa reguluje tyl ko płatności kartą płatniczą, z czego by wynikało, że płatności mobilne nie są objęte regulacją. Dla rynku przydałaby się jednak oficjalna interpretacja. Moim zdaniem trzeba odróżnić płatności mobilne, które wykorzystują infrastrukturę kartową i w których może wystąpić opłata interchange, od pozostałych płatności mobilnych. Te drugie w mojej opinii na pewno nie podlegają ustawowej regulacji.

Czy można uznać za pewnik, że płatności mobilne rozumiane jako transakcje za pomocą telefonu w sklepie stacjonarnym w przyszłości się upowszechnią i wyprą z rynku plastikowe karty?

Aleksander Naganowski: Płatności zbliżeniowe telefonem z pewnością staną się znacznie popularniejsze, ale uważam, że jest za wcześnie, by mówić o końcu plastikowej karty. Raczej obie formy płatności będą wobec siebie komplementarne. Klient, dzięki płatnościom zbliżeniowym czy zakupom mobilnym, nie tylko może przeprowadzić transakcję, ale również łatwiej komunikuje sie z bankiem. Wydawca karty jest w stanie przekazać mu informację na temat limitu środków, o aktualnym zadłużeniu na karcie czy jakiekolwiek inne dane. To realna wartość dodana, która, już to dziś widzimy, jest bardzo doceniana przez klientów. Nie mam też wątpliwości, że płatności mobilne dają również dodatkowe korzyści dla sklepów. Bardzo często klienci wychodzą z domu wyłącznie z telefonem. Nie mają ani gotówki, ani karty. To są osoby, które będą mogły wydać pieniądze w sklepie tylko pod warunkiem, że będą korzystały z płatności mobilnych.

Jakub Kiwior: Zgadzam się, że nie ma od tego odwrotu. Ale powinny zostać ustalone jednolite zasady funkcjonowania systemów mobilnych. W sklepie płatność powinna odbywać się szybko i w jasno zdefiniowany sposób. Co nie znaczy, że to musi być jeden standard. Na rynku może funkcjonować kilka rozwiązań, gdyż klient potrafi zrozumieć dwa czy trzy oferowane rozwiązania i wybrać najlepsze dla siebie. Ale nie może być tych standardów kilkanaście.

To jakie cechy powinien mieć system mobilny, aby miał największe szanse na zdobycie rynkowego sukcesu?

Aleksander Naganowski: Musi być prosty w obsłudze. Jeżeli klient idzie do sklepu, to stojąc przy kasie oczekuje bardzo standardowego procesu. W związku z tym nie może być wielu systemów. Jeżeli wszystkie banki dostarczałyby swoją aplikację płatniczą, a klient, stojąc w kolejce, musiałby się zastanawiać, którą aplikacją może akurat w tym miejscu zapłacić, to nie mamy szans na wypromowanie takich płatności na rynku. Poza tym ważne jest bezpieczeństwo systemu, nie tylko technologiczne, ale i regulacyjne. Użytkownik powinien znać swoje prawa, do kogo się zwrócić z reklamacją itd. System powinien mieć też charakter międzynarodowy nie tylko ze względu na to, że klient chciałby używać go za granicą. Dla właściciela sklepu jest ważne, czy akceptuje tylko klientów polskich, czy jest w stanie przyjąć klienta międzynarodowego. Jakkolwiek może niewielu naszych rodaków, podróżując za granicę, płaci tam kartą, to jednak ilość tury stów z zagranicy, którzy przyjeżdżają do Polski, każe budować rozwiązania akceptowalne dla nich.

Robert Łaniewski: W mojej opinii system musi być też tani w swoim funkcjonowaniu bez zbędnych ogniw, a zarazem bezpieczny. Trzeba pamiętać, że rynek potrzebuje nisko kosztowych systemów. Stawki muszą więc być akceptowalne dla każdego uczestnika rynku, w tym dla użytkownika i akceptanta. W porównaniu z dzisiejszymi stawkami prowizje muszą być niższe i to jest kierunek nieunikniony, co pokazuje też dyskusja o interchange na arenie europejskiej.

Jakub Kiwior: Zgadzam się z opinią, że musi to być prosty system oparty na dużej liczbie użytkowników, ale według mnie powinien być akceptowalny nie tylko na lokalnym rynku, ale także za granicą. I musi przynosić zdefiniowane korzyści wszystkim stronom – żadna z nich nie może czuć się pokrzywdzona, bo wtedy rozwój takiego systemu będzie blokowany. Musi też być bezpieczny, choć to kosztuje. Bezpieczeństwo jest priorytetem. Jeżeli ktoś wprowadzi system mobilny bez poświęcenia wystarczającej uwagi również kwestiom zabezpieczeń, co wymaga zainwestowania poważnych środków, a później okaże się, że przy dużej skali system ten nie zapewnia akceptowalnegodla użytkowników poziomu bezpieczeństwa, to klienci mogą się od niego odwrócić. Lepiej budować wolniej, ale być pewnym, że system jest nie tylko funkcjonalny, ale i bezpieczny.

Większe szanse na rynkowe sukces ma zatem NFC rozwijane przez organizacje płatnicze czy może raczej aplikacja budowana przez PKO BP?

Mieczysław Groszek, wiceprezes Związku Banków Polskich: Celem związku jest raczej doprowadzenia do osiągnięcia masy krytycznej niż lansowanie jednego konkretnego rozwiązania. Z punktu widzenia integratora, a tak rozumiem rolę ZBP, istotne jest skupienie się na budowaniu zainteresowania wokół bankowych płatności mobilnych i zaufania do nich. Na rynku mamy już co najmniej kilka rozwiązań, a kolejne mogą pojawić się wkrótce. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej różnorodności jednak pod warunkiem, iż w którymś momencie dojdzie do zapewnienia ich interoperacyjności, nawet jeśli będą funkcjonowały osobno. Oczywiście optymalnym rozwiązaniem będzie pełna ich integracja, co technicznie jest także możliwe. To da największe szanse na zbudowanie stabilnego business case’u bo z punktu widzenia banków płatności mobilne to nie jest marketing, lecz poważna inwestycja.

Jakub Kiwior: Ludzie dokonują płatności nie dlatego, że chcą, tylko dlatego, że muszą. Nie będą dokonywali ich więcej tylko dlatego, że będą płacili mobilnie. Natomiast będą migrować od gotówki do innych form płatności. Naszym zadaniem jest spowodowanie, aby ta migracja odbywała się w kierunku kanałów elektronicznych. Jeżeli rozwój płatności mobilnych spowoduje, że Polacy będą wydawali nie 30 proc. swoich pieniędzy elektronicznie, a 70 proc. gotówką, tylko na odwrót, to zysk pojawi się samoczynnie. Bankowość transakcyjna polega nie na tym, ile klient zapłaci, tylko ile razy klient użyje instrumentu płatniczego. Wówczas wszystkie strony zarobią na wolumenie transakcji. Jeżeli coś kosztuje dużo, pozwala sobie na to mniej ludzi. Miejmy świadomość tego, że klient nie idzie do sklepu po to, żeby płacić, tylko po to, żeby kupić. Płatność ma być w tle, ma być wygodna i ma być akceptowalna finansowo dla wszystkich stron. Go tówka oznacza koszty dla nas wszystkich, natomiast płatności elektroniczne wszystkim, łącznie z budżetem państwa, przynoszą korzyści. Tylko potrzebna jest masa krytyczna. Pojawi się ona wtedy, gdy ekosystem będzie spójny i wszyscy uczestnicy tego ekosystemu będą w nim brali udział z własnej woli. Na podstawie przeprowadzonych badań uważamy, że klienci wybiorą najbardziej wygodny, szybki sposób płacenia. Wszelkie badania pokazują, że technologia zbliżeniowa ma te cechy. Spełnia też wymogi bezpieczeństwa. To, co jest bardzo ważne, szczególnie w naszym kraju, to fakt, że detaliści są przyzwyczajeni do płatności zbliżeniowych, bo akceptują już karty zbliżeniowe. To nie znaczy, że inny standard nie znajdzie swojego miejsca na rynku, jeżeli również spełni wspomniane przeze mnie wymogi.

Aleksander Naganowski: Istniejąca sieć akceptacji kart zbliżeniowych powoduje, że duża część nakładów na budowę systemu w oparciu o technologię NFC została już poczyniona. Obecnie, według danych Narodowego Banku Polskiego, już ok. 40 proc. funkcjonujących w Polsce terminali akceptuje płatności zbliżeniowe. Ponadto dwóch największych operatorów komórkowych, czyli ponad połowa rynku, licząc liczbę kart SIM, zdecydowało się promować to rozwiązanie, a pięć banków już udostępnia je swoim klientom. My nie mamy wątpliwości, że w Polsce obecnie największe szanse na upowszechnienie ma system NFC. Oczywiście transakcji jest jeszcze mało jeżeli porównuje się je do liczby transakcji kartami plastikowymi, i trzeba pracować nad ich rozpowszechnieniem, ale ten system ma duży potencjał.

Grzegorz Możdżyński, dyrektor marketingu w firmie Masspay: Ale panowie, mówicie, że system musi być prosty i łatwy w obsłudze. Tymczasem aktywowanie płatności NFC w telefonie to jest jakaś droga przez mękę. Ta metoda nie zdobędzie popularności, dopóki nie będzie prostsza. Jeżeli konsument będzie musiał przyjść do salonu telekomunikacyjnego czy oddziału banku, przejść setki różnych procedur, wypełnić stos formularzy itd., to nie zdecyduje się na takie rozwiązanie z powodu lenistwa.

Grzegorz Sudacki, menedżer w biurze rozwoju biznesu T-Mobile: Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że zdarzają się problemy i niektóre elementy procesu musimy usprawnić. Przypomnijmy sobie, jak rozwijał się rynek kartowy. Też nie było tak, że od razu wszystko działało tak, jak byśmy tego oczekiwali. To samo dotyczy płatności mobilnych, niezależnie od rozwiązania. Ludzie mają jedną wspólną dla wszystkich cechę: z natury wybierają najprostsze rozwiązania. Jeżeli zaproponuje się im rozwiązanie łatwe i intuicyjne, to się upowszechni. Do tego dążymy.

Na wzrost zainteresowania płatnościami mobilnymi w Polsce niebagatelny wpływ miała popularyzacja kart zbliżeniowych. Dlaczego odniosły one u nas tak spektakularny sukces?

Jakub Kiwior: Są szybkie, wygodne dla klientów i dla detalistów, bo przyspieszają proces płatności, a Polacy lubią nowe rozwiązania. Sukces był możliwy dzięki zmasowanemu działaniu wszystkich uczestników rynku: banków, organizacji płatniczych, detalistów itd. Poza tym karty zbliżeniowe od początku miały pozytywny wizerunek. Zaważyły wszystkie wspomniane elementy.

Grzegorz Sudacki: To, czego udało się dokonać u nas, a na innych rynkach jeszcze nie, to budowa szerokiej sieci akceptacji. W Polsce płatności zbliżeniowe są powszechnie przyjmowane. Ponadto pojawiła się presja konkurencyjna, gdy duże banki zaczęły wydawać zbliżeniówki, pozostałe nie miały wyboru. Podobnie będzie w wypadku rozwiązań mobilnych.

Kiedy zatem któryś z nich, a może jakiś zupełnie inny, może się upowszechnić?

Wojciech Bolanowski: Będziemy mogli mówić o tym wówczas, gdy któryś z nich zacznie być używany przez co najmniej 15 proc. społeczeństwa. Dziś nie wiemy, czy to, że któryś z systemów płatności mobilnych nie osiągnął jeszcze masy krytycznej, wynika z ułomności technologicznej, czy z tego, że nasze uwarunkowania nie pozwolą nigdy na zdobycie popularności jakiemukolwiek. Być może to jest tak jak z mediami społecznościowymi. Mimo że mamy dziś Facebooka, którego kiedyś nie było, to w dalszym ciągu prawdziwy kontent jest tworzony zaledwie przez kilka procent użytkowników, a czytany przez ponad 90 proc z nich. Pewnie tak samo było przed tysiącami lat. Aktywny lider komunikacji, jeden z praludzi, opowiadał ciekawą historię, a reszta grupy słuchała go w jaskini. Jest więc pewne prawdopodobieństwo, że nawet najmłodsze pokolenie będzie używać gotówki jako najbardziej odpowiadającej naszej konstrukcji psychofizycznej. Osobiście wątpię w przyszłość bilonu i banknotów, ale tylko czas rozstrzygnie te wątpliwości.

Piotr Warsicki, doradca zarządu mPay: Ale odpowiedź moim zdaniem jest tylko jedna. Pokazuje to pewne badanie przeprowadzone w USA. Pokolenie naszych rodziców w Stanach Zjednoczonych pierwsze doświadczenie z płatnością miało, otrzymując od rodzica ćwierćdolarówkę i idąc do automatu po colę, czyli gotówka za towar. A dzisiaj pierwszym zakodowanym doświadczeniem płatniczym dziecka jest zakup aplikacji na tablet lub smartfon. Jeżeli mamy rzeczywiście myśleć o jakiejś zmianie pokoleniowej, to dzisiejsze maluchy mają zupełnie inne doświadczenia płatnicze niż my czy nasi rodzice i są to doświadczenia jak najbardziej bezgotówkowe.

Dariusz Mazurkiewicz: Myślę, że za pięć lat, wspominając naszą dzisiejszą dyskusję, będziemy się z niej śmiać. Wtedy już wszystko będzie jasne. Ale pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, części ludzi nie da się przekonać do nowoczesnych rozwiązań. Na rozwój rynku wpływ będzie więc miała wymiana pokoleniowa. Młodsze pokolenie ma niezwykłą zręczność w adaptacji nowych technologii. Młodzi ludzie korzystają ze smartfonów, których wydajność rośnie. Dziś to niezbędny instrument dla każdego młodego człowieka, bez którego nie potrafi się obejść. To ogromna szansa dla segmentu płatności mobilnych i usług dodanych. Chaos, z jakim mamy teraz do czynienia, jest niezbędnym etapem, przez który płatności mobilne muszą przejść. Nie da się bowiem z góry narzucić społeczeństwu jednego systemu. Standard musi zostać wykreowany przez rynek.

Grzegorz Możdżyński: Nie jestem przekonany, że rozwiązania wyłącznie dla smartfonów są dobrym kierunkiem. Telefony są dziś tak przeładowane różnymi funkcjami, że zaczyna się obserwować powrót do prostych modeli. Jestem natomiast przekonany, że karta bankowa ulegnie dematerializacji. Wtórną sprawą jest, czy będzie ona trzymana w tablecie, w smartfonie czy gdziekolwiek indziej. Natomiast wszyscy dużo pracy musimy wspólnie włożyć w edukację konsumentów. Pamiętam wyniki pewnego badania wśród polskich konsumentów, które mnie zszokowały. Okazuje się, że nawet młodzi Polacy są niezwykle konserwatywni, jeżeli chodzi o płatności. Idąc na zakupy, biorą z sobą kartę, ale nie płacą nią w sklepie, tylko wybierają pieniądze z bankomatu i płacą gotówką, bo w ten sposób czują większą kontrolę nad swoimi wydatkami. Nie wątpię w to, że młodzi ludzie korzystania z nowoczesnej technologii nauczą się sami, ale na pewno potrzebują pomocy w tym, jak gospodarować własnymi pieniędzmi, jak zarządzać swoim budżetem.

Robert Łaniewski: Uczestnicząc aktywnie w pracach nad Programem Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego na lata 2014–2020, stwierdziliśmy, że trzeba przełamywać bariery mentalnościowe u przedsiębiorców i u konsumentów. Mamy 33 mln kart, ale jedynie ok. 25 proc. naszych rodaków generuje obrót bezgotówkowy za ich pomocą. Reszta nie ma kart, a jeżeli ma, to z nich nie korzysta. Powinniśmy edukować Polaków i nie popełniać tych błędów, które zostały popełnione przy wkładaniu klientom na siłę kart płatniczych, z których nie korzystają. Te projekty mobilne, które dzisiaj funkcjonują, mają charakter bardziej wizerunkowy niż biznesowy. Bo dziś rynku płatności mobilnych jeszcze nie ma.

A czy aparat państwowy powinien odgrywać jakąś rolę w popularyzacji płatności mobilnych? I czy powinno mu na tej popularyzacji zależeć?

Wojciech Bolanowski: Bezpieczeństwo systemu gotówkowego jest zapewniane przez wiele organów państwa: policję, prokuraturę, ministra finansów itd. To system państwowy płaci za produkcję banknotów i monet, dba także o należyte ich zabezpieczenie. Na marginalizacji obrotu gotówkowego ten system zyskałby duże oszczędności. Będzie więc mieć środki na to, żeby zainwestować je w płatności bezgotówkowe. Na poziomie ogólnym, nie tylko podatkowym, ze względu na kontrolę nad szarą strefą, państwu powinno się opłacać promować obrót bezgotówkowy i wypieranie gotówki. A na koniec detaliczny obrót bezgotówkowy będzie mobilny, bo ludzie noszą z sobą telefony statystycznie częściej niż portfel czy cokolwiek innego. Wnioskuję więc, że państwu powinno zależeć na promowaniu płatności mobilnych.

Adam Tochmański: Z mojego punktu widzenia oczywiście tak, bowiem płatności mobilne mogą perspektywicznie zwiększyć nie tylko zakres obrotu bezgotówkowego, ale i poziom konkurencji na rynku płatniczym. Jednak doświadczenia, jakie nabyłem np. przy pracach nad programem rozwoju obrotu bezgotówkowego, dowodzą, że bywa z tym różnie. Nie wszystkie korzyści są dostrzegane przez nasze państwo tak samo jak w innych krajach. W jednym z takich krajów z uwagi na to, że udział szarej strefy w gospodarce sięgnął 19 proc., rząd zdecydował się podjąć działania, zmierzające do całkowitego wyeliminowania gotówki z pewnych sektorów gospodarki. U nas szara strefa odpowiada za ponad 25 proc. PKB, ale na takie działania nikt się nie zdecydował. Swego czasu podnieśliśmy temat obniżenia kwoty transakcji, powyżej której przedsiębiorstwa muszą dokonywać płatności w formie bezgotówkowej. Na razie sprawa nie znalazła jeszcze rozstrzygnięcia i jest anali zowana. W mojej opinii każde bezpieczne, efektywne i użyteczne rozwiązanie w zakresie dokonywania płatności bezgotówkowych powinno być wspierane przez instytucje państwowe, bo upowszechnienie obrotu bezgotówkowego zmniejsza koszty ich funkcjonowania, zwiększa wpływy dla budżetu oraz wspiera, poprzez większe możliwości kredytowania, wzrost gospodarczy.

Neutralne wsparcie

Michał Szymański wiceprezes Krajowej Izby Rozliczeniowej

Dzięki zwiększonej - w   stosunku do obecnych instrumentów - funkcjonalności, w   perspektywie kilku lat płatności mobilne stanowić mogą istotną część systemu płatniczego, nie tylko ograniczając obrót gotówkowy, ale i   stopniowo wypierając tradycyjne przelewy czy transakcje kartowe. Z   tego powodu jak najbardziej leżą one w   zakresie zainteresowania Krajowej Izby Rozliczeniowej SA. Wykorzystanie infrastruktury teleinformatycznej Izby oraz jej wieloletniego doświadczenia w   świadczeniu usług dla banków, a   także możliwe wykorzystanie istniejących systemów takich jak system płatności natychmiastowych ExpressELIXIR, czy płatności detalicznych ELIXIR, mogą znacząco przyspieszyć rozwój płatności mobilnych w   Polsce. Dodatkowo neutralna względem banków pozycja KIR SA może ułatwić akceptację rozwiązania przez wszystkie banki oraz przyczynić się do zapewnienia pełnej interoperacyjności. Przykładem zaangażowania KIR SA w   tym zakresie może być współpraca z   sześcioma bankami, które z   inicjatywy PKO Banku Polskiego zainicjowały współpracę nad budową jednolitego standardu płatności mobilnych na bazie usługi IKO, w   zakresie obsługi operacyjnej. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że banki coraz chętniej udostępniają możliwość inicjowania płatności ekspresowych ExpressELIXIR poprzez aplikacje mobilne, także z   wykorzystaniem wygodnej dla klientów technologii QR kodów.

Debatę prowadził: Jacek Uryniuk, dziennikarz DGP.

Źródło: Gazeta Prawna, 22 października 2013 (nr 205)
Podwójne dno polega na tym, że ukrywa trzecie i czwarte...
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości