Recenzja Kingston SSD Value+ 128 GB
#1
Z góry uprzedzam, że artykuł jest archiwalny - sprzętu tego już nie posiadam (dlaczego, info w artykule).


Podczas ubiegłorocznego HotZlotu, odbyła się sesja firmy Kingston, doskonale znanej z produkcji modułów pamięci operacyjnej do komputerów. Firma ta zajmuje się pamięciami stałymi i przenośnymi w ogóle, tak więc „z pod ich rąk” wychodzą również pendrive. Na zlocie zaprezentowano nam natomiast właściwości SSD, oraz sam dysk tego typu w akcji. Sesja ta wywołała chyba największe emocje i zapał do odpowiadania na pytania zadawane przez prowadzącego, bo nagrodą był właśnie dysk tego typu. W związku z coraz większością ilością istotnych danych trzymanych na komputerze, oraz tym, że coraz częściej komputera używam dosłownie wszędzie, postanowiłem przekonać się na własnej skórze, ile warta jest nowa technologia.


Trudności w wyborze
Wybór okazał się prawdziwym koszmarem. Rozrzut zarówno opinii jak i cen czy danych producentów jest po prostu ogromny i zupełnie chaotyczny, co w niczym nie przypomina uporządkowanego i dosyć wolno zmieniającego się rynku zwykłych dysków twardych. Zanim jednak w ogóle spojrzałem na broszurki i informacje dotyczące danych modeli musiałem zapytać samego siebie: jakiego dysku potrzebuję? Rzecz jasna najważniejsza jest najczęściej pojemność. Nie oglądam filmów na komputerze, po prostu tego nie potrafię i nie mogę przeboleć – od tego jest sporych rozmiarów telewizor z odpowiednim nagłośnieniem, a jeszcze lepiej sala kinowa. Komfort oglądania w niczym nie przypomina „komfortu” podczas oglądania filmu na małym ekraniku, do tego o sporej rozdzielczości, gdzie interpolacja daje o sobie znać w bardzo dotkliwy sposób. Nie jestem również osobą, która trzyma na komputerze całe dyskografie ulubionych wykonawców muzycznych. Cała moja „kolekcja” ulubionej muzyki ma niewiele ponad 100 utworów (sto, nie tysiąc czy milion). Gier również od jakiegoś czasu próżno szukać. Co prawda od czasu do czasu coś się pojawi, ale są to raczej starsze tytuły (ale za to jakie klimatyczne), które nie wymagają kilkudziesięciu GB miejsca na dysku na same tekstury. Jedyne co potrafi zająć nieco więcej miejsca to pliki VirtualBoxa – od ciągłe sprawdzanie jakiejś dystrybucji Linuksa, na którą być może mógłbym się kiedyś przenieść (póki co, próby bezskuteczne).

[Aby zobaczyć linki, zarejestruj się tutaj]


Okazuje się więc, że miejsca zbyt wiele nie jest mi do szczęścia potrzebnego, tym lepiej, bo ceny SSD rosną w stosunku do pojemności niespecjalnie liniowo – napęd 256 GB, który przy obecnie montowanych w notebookach 320GB lub więcej wcale nie wygląda wspaniale, to nadal półtora tysiąca złotych... Do nabycia są natomiast napędy o niewielkich pojemnościach, ale Windows 7 w wersji 64 bitowej przy takim częstym testowaniu oprogramowania jakie ma u mnie miejsce, naprawdę szybko przybiera na wadze. Wahałem się więc pomiędzy 80 GB a czymś większym. Ostatecznie zdecydowałem, że jest to wartość nieco za mała, bo przecież realnie będzie jeszcze mniej do wykorzystania. Wszystko rozbiło się więc o cenę. Mógłbym kupić tani dysk, w którego oznaczeniu znajdziemy znaczek G1. Byłby to jednak poważny błąd, ponieważ dyski takie to pierwsza generacja SSD, która nie jest ani specjalnie wydajna, ani też trwała ze względu na brak technologii TRIM (a nie każdy producent pofatygował się, aby zrobić aktualizację firmware). Obecnie trzeba kierować się minimum oznaczeniem G2, które to posiadają znacznie poprawione kontrolery oraz wspierają TRIM, albo też zapłacić nieco więcej i zdecydować się na coś działającego na układzie Sand Force – bardzo dobrze zapowiadające się SSDki. Ja ze względu na cenę stanąłem przed wyborem: Intel X-25 160 GB albo Kingston 128 GB Value+. Po przebadaniu wszystkiego, padło na produkt Kingstona (przyznaję, zlot tutaj też odegrał pewną rolę). Wszelkie OCZy odpadały ze względu na cenę, ale teraz wiem, że to był trafny wybór bo układy te są strasznie awaryjne i wydajne tylko na papierze, głównie ze względu na wady kontrolerów SandyForce.


Zakup, montaż… startujemy!
Dysk zamówiłem nie na żadnej aukcji, lecz sklepie internetowym, polecanym zresztą przez producenta. Tutaj nieźle się zawiodłem, bo akurat trafiłem na okres chorobowy i poważne problemy w realizowaniu zamówień. W efekcie zamiast czekać 3-4 dni, czekałem ponad półtora tygodnia (co obecnie jest naprawdę długim czasem biorąc pod uwagę, że towar da się zamówić w piątek i mieć go w poniedziałek w wielu sklepach). Machnąłem na to ręką, bo „nowa zabawka” od razu odsunęła na bok wszelkie inne sprawy. W przeciwieństwie do tradycyjnych HDD, dysk otrzymałem w normalnym opakowaniu, a wraz z nim również instrukcję obsługi. Dostępna jest również nieco droższa wersja, zawierająca również szyny montażowe pozwalające na zamontowania dysku w zatoce 3,5 cala, a więc w tradycyjnym desktopie. To co rzuciło mi się w oczy to napis „Assembled in Philippines” – czyli istnieje jeszcze jakaś elektronika która,nie jest tworzona / kontowana w Chinach czy Malezji! W przeciwieństwie do wielu innych testów hardware postanowiłem nie zaglądać w „bebechy” Kingstona – niech robią to inni, którym nie zależy na gwarancji, lub też robią testy na co dzień. W sieci udało mi się jednak znaleźć informacje o tym, że kontroler i pamięci są na układach Toshiby, a dysk posiada dodatkowe 128 MB cache na układzie Microna.Zanim zamontowałem dysk w notebooku, wykonałem obraz partycji systemowej starego dysku. Naprawdę nie miałem ochoty na instalowanie i ustawianie wszystkiego na nowo. Po to stworzono aplikacje do backupu danych, aby uniknąć tego „procederu”. Po kilkudziesięciu minutach dysk był już zamontowany, uruchomienie i… działa, nic nie eksplodowało, a więc pierwszy krok za nami. Trudno mi ocenić szybkość przywracania partycji, bo stary dysk był zamontowany w zewnętrznej obudowie podłączonej przez USB 2.0, a więc nawet on nie był w stanie rozwinąć skrzydeł. W każdym bądź razie dowiedziałem się, że z podawanych 128 GB do mojej dyspozycji pozostawiono niecałe 120 GB – strata to przebolenia.


Kilka słów o wydajności
Krokiem następnym było uruchomienie przywróconego systemu. Obyło się bez żadnych problemów. Tutaj pojawiła się pierwsza zaleta dysku – wzrost szybkości startu Windows 7 jest, żeby nie mówić niecenzuralnie, bardzo odczuwalny. Z czystego lenistwa nie zastosowałem żadnego stopera, ale jeszcze czegoś takiego nie widziałem (a może i widziałem, na Hot Zlocie?). Od czasu do czasu nawet nie wyświetla się informacja „Zapraszamy!”, bo oczom od razu ukazuje się pulpit i szybko wypełniające pasek zadań ikonki aplikacji startujących z systemem. Ponownie z braku lenistwa nie zainteresowałem się benchmarkami – nie po to kupiłem dysk, aby ciągle go testować. Przemogłem się jedynie z programem CrystalDisk Mark – w przypadku próbki 50 MB jak i 1000 MB odczyt sekwencyjny osiągnął 210 MB/s a zapis 190 MB/s. Wygląda to nieźle przy danych producenta (230 oraz 180 MB/s), choć oczywiście przy bloczkach 4k szybkość leci nieźle w dół i jest mniejsza niż nawet 50 MB/s. Z drugiej strony przed zakupem dowiedziałem się, że dyski Kingstona po prostu nie lubią benchmarków jakimi testuje się ostatnio napędy SSD, zaś w normalnym użytkowaniu wykazują się naprawdę dobrą wydajnością (mowa o serii Value+). Moje obserwacje zdałyby się potwierdzać te plotki i utwierdziły mnie w przekonaniu, że benchmarki to raczej śmiecie. Wydajność wszelkich typowych w codziennym zastosowaniu operacji jest natomiast rewelacyjna – co najciekawsze, nie spotkałem się z problemami „freezów” jakie zdarzały się przy poprzednich dyskach SSD. Aplikacje reagują natychmiastowo i nawet wtedy, gdy wykonujemy jednocześnie kilka operacji. Wyjątkiem jest tu Firefox, który przy uporczywym klikaniu na milisekundy nie odpowiada (tak wskazuje pasek okna), choć na innych przeglądarkach tego nie zaobserwowałem. Znacznie szybciej są przeprowadzane takie operacje jak archiwizowanie plików (pakowanie / rozpakowywanie zależy już od procesora, ale chyba nie jest on u mnie wąskim gardłem), oraz kopiowanie nawet liczących kilkaset tysięcy niewielkich pozycji zbiorów. Dodam jeszcze, że po zamienianie dysku musiałem przeprowadzić kilka operacji związanych z przystosowaniem systemu do nowej technologii (nie wszystko przestawia się zupełnie samo z siebie), oraz sprawdzić stan mechanizmu TRIM, bez którego ciężko mówić (kolejne niepotwierdzone plotki) o długiej żywotności napędu.

[Aby zobaczyć linki, zarejestruj się tutaj]


Trzy grosze o hałasie i poborze energii
Przez cały czas posiadania tego dysku wielokrotnie pracowałem na baterii i nie mogę powiedzieć, że jest to działanie dłuższe o jakieś marne 5 minut, ale prawie 30! Mój HP Probook trzyma na baterii do 3 – 3,5 godzin przy ekonomicznym użytkowaniu (matryca na minimum + praca raczej na jakimś edytorze tekstu / kodu źródłowego), więc jest to naprawdę pokaźna zaleta. Czyżby zamontowany poprzednio WD Scorpio Black 7200 RPM chciał aż tyle „papu”? Bardzo szybko wyszła na jaw jeszcze jedna zaleta, a mianowicie bardzo niski poziom emitowanego ciepła. Poprzedni dysk grzał się jak każdy inny, co można być odczuć na biurku po kilku godzinach pracy (na szczęście można było bezproblemowo pracować na kolanach), tutaj blat w miejscu zamontowania dysku pozostaje zimny… tak samo jak obudowa notebooka. Spadek temperatury z prawie 50 do 25 stopni jest na tyle wyraźny, że obecnie chyba inne części nie są rozgrzewane, bo podczas normalnego użytkowania laptop jest zupełnie bezgłośny. Jeszcze na starym dysku ustawiłem go tak, aby system chłodzenia działał jak najbardziej pasywnie, ale wentylator musiał pracować cały czas, a na dodatek normalnością było tradycyjne chrobotanie napędu. Widok poprawnie działającego, a bezgłośnego laptopa był dla mnie czymś prawie nowym – ostatni raz widziałem coś takiego, gdy w Pavilionie padło „na amen” chłodzenie. Tyle tylko, że w tamtym wypadku po kilkudziesięciu minutach następował samoczynny „dead”.


SSD – rewolucja, ewolucja czy ślepa uliczka?
Dyski typu SSD już jakiś czas wchodzą na rynek, ale ze względu na ceny nie mogą się na nim zagościć. Nieco się przez ten rok zmieniło i coraz więcej osób się na nie decyduje, acz nadal koszt 1 GB w tradycyjnym HDD to mniej niż złotówka, a w wypadku dysku SSD kilka razy tyle… Zakupu jednak za bardzo nie żałuję, bo komfort pracy naprawdę się poprawił i to pomimo tego, że fabrycznie notebook dysponował napędem 7200 a nie 5400 RPM. Firma Kingston określa żywotność tego napędu na 1 milion godzin (choć przyznam, że wokół terminu MTBF pojawiło się już wiele spekulacji i wątpliwości) oraz daje gwarancję na trzy lata. To dosyć spory kawałek czasu, za jaki technologia SSD na pewno będzie popularniejsza i jeszcze wydajniejsza. Jak dla mnie jest to rewolucja względem tradycyjnych HDD – brak części ruchomych daje sporo zalet, ale dopiero od pewnego czasu (tj. drugiej generacji) wydajność tych rozwiązań jest taka, jaką reklamowano wcześniej.
Na koniec mogę napisać, dlaczego nie używam już tego Kingstona - "zmarł on" po 5 miesiącach użytkowania. Po prostu, padł sam z siebie. Nieźle mnie to zdenerwowało, bo przez tą awarię nie miałem dostępu do komputera przez kilka dni, na szczęście dane były skopiowane. Jako że otrzymałem taką możliwość, postanowiłem nie wymieniać dysku lecz otrzymać zwrot kosztów po jego odesłaniu. Technologia jako taka nie zraziła mnie do siebie, po tym co zobaczyłem stało się wręcz odwrotnie i tego lata zrobiłem drugie podejście do SSD... Miejsmy nadzieję, że bardziej szczęśliwe. Postaram się przybliżyć wam mój zakup w jednym z następnych artykułów.
Odpowiedz
#2
Chyba zwykły pechozol z padem SSD; ja mam od połowy 03.2011 OCZ Vertex2 120GB, chodzi jak złoto:

[Aby zobaczyć linki, zarejestruj się tutaj]

A ile się naczytałem, że OCZ tez padają...
W razie padu jest 3 lata gwarancji. Na SSD mam tylko system i zainstalowane programy.
KIS/EIS/MKS, MBAM, HitmanPro, Eset Online, WF+uBlock
Odpowiedz
#3
Nie to to zrozumiałe, nie napisałem, że wszystkie padają i dobrze że Twój działa bezproblemowo (widzisz, mój Kingston się nie popisał)...
Niemniej skala zjawiska nie jest mała, forum OCZ jest gniecione użytkownikami, którym albo przestają działać, albo nagle jest widoczne tylko kilka MB.
No i ta różnica w wydajności na danych kompresowanych / niekompresowanych która wynika z SandyForce.
Odpowiedz
#4
ja ma w swoim macbooku corsair force gt, mam włączony trim, bardzo dobrze to chodzi
WIN11
Ventura
Odpowiedz
#5
lukasamd napisał(a):No i ta różnica w wydajności na danych kompresowanych / niekompresowanych która wynika z SandyForce.

Ja tam żadnej różnicy w wydajności nie widzę, przecież to kontroler w dysku robi w locie, nie spowalnia transferu; tzn. dyszczek chodzi jak burza.

Ale fakt SSD nie lubią benchmarków. Najlepiej to robić na pustym dysku.
ATTO zalecają do sprawdzania wydajności.
KIS/EIS/MKS, MBAM, HitmanPro, Eset Online, WF+uBlock
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości